WYBRAKOWANIE NADZIEI
Bezczynność nie próżnią staje się lecz dniem.
A przy tym bólu, że nie da się znieść.
Kochać innego, a być z tym co kocha.
Ile wytrzymam? A może to głupota?
Wieczorem gdy sama se swoimi zmartwieniami,
staję przed lustrem zasłonięta łzami.
Nie wiem na co patrze bo oczy zamglone.
Czy myślę teraz o Tobie? A może o sobie ?
Rozrywają mnie moich myśli miecze.
Ale przecież to już nie jest średniowiecze.
Może łatwiej strzelić se w łeb kulkę.
Bo trudno jednak mieć tak ciągle pod górkę.
Jak daleko ma ciągnąć się moje nieszczęście?
Moje życie które widzę przez mokre od łez ręce.
I chociaż się staram kryć swe uczucia
i ze swym chłopakiem móc być szczęśliwa.
To kiedy widzę Cię z ma przyjaciółką ,
chcę zniknąć, rozpłynąć, nie obudzić się jutro.
Albo chociaż zasnąć na tysiąc dni i nocy,
Czekając aż obudzi mnie pocałunek prawdziwej miłości.
Na razie me serce jest pogruchotane .
Nigdy nie będzie już w pełni całe.
Bo taką miłość jaką żywię do Ciebie,
trudno pojąć jest nawet Afrodycie.
Wiec nic mi nie zostało oprócz fontann łez,
Które zakryte dłońmi by nikt nie widział co mi jest.
I takie moje upływają chwile,
że gdy jestem sama ze sobą tylko na chwilę,
to cierpienie i smutek staje się jak tlen,
a bezczynność nie próżnia staje się lecz dniem.
Małgorzata Bielawiec