środa, 17 września 2014

"Cola" opowiadanie 2


Cola - romantyczna miłość

Była sobota. Wyszła z domu do sklepu. Mama chciała żeby kupić jej colę. Na zewnątrz było przyjemnie. Parę minut wcześniej padał deszcz, lecz powoli wszystko już wysychało. Panowała taka aura jaką Ula zawsze lubiła. Ciepło, ale nie upalnie. Słońce grzało przez chmury, lecz mimo tego nie było duszno. Pewnie, dlatego Ula specjalnie się nie upierała i od razu wyszła do sklepu. Wzięła tylko klucze i pieniądze na colę. Jadąc windą zorientowała się, że nie wzięła telefonu i postanowiła po niego wrócić. Szła tylko do sklepu, ale jakieś uczucie kazało jej zawrócić. A może to zwykłe przyzwyczajenie – każdy już chyba nosi przy sobie telefon komórkowy jakby to była rzecz, z którą ani na moment nie można się rozstać. Wbiegła na moment do domu kierując się do pokoju.

- Już jesteś? Szybko.- Usłyszała zaraz po wejściu do pokoju

- Nie, tylko wróciłam po telefon.

- To weź psa na spacer.

- Nie, nie biorę go. Idę tylko na chwilę poza tym już był. – Odparła ponownie wychodząc z domu.

Szła powoli jakby chciała jak najdłużej skorzystać z tego, że znalazła się na zewnątrz. Taka pogoda zawsze sprzyjała wspomnieniom. Głównie z dzieciństwa, które wspominała bardzo ciepło, z uśmiechem na twarzy. Czasem chciała do niego wrócić. Jej przemyślenia przerwało nagle głośne „dzień dobry”. Spojrzała na prawo i odpowiedziała skromnie:

- Dzień dobry.

- Sąsiadko..- Dodał mężczyzna. Był to sąsiad z trzeciego piętra. Co prawda nie kojarzyła jeszcze wszystkich sąsiadów, ale tego akurat poznała gdyż często przebywał na ławce pod blokiem. Mieszkając niecały rok w nowym miejscu człowiek mimo wszystko nadal czuje się obcy. Są tego minusy, ale i plusów nie brakuje. Czyż czasem każdy nie chciałby poczuć się zupełnie obco, aby nikt nic o nim nie wiedział?

Było już po godzinie dwudziestej lecz jak to w lipcu nadal widno. Ula weszła do monopolowego gdyż w okolicy tylko ten był jeszcze czynny. Ludzi nie brakowało. Głównie młodych kupujących piwa. Niestety coli nie było. Ula wiedziała, że jeśli chodzi o napoje gazowane to mama lubi tylko ten napój, więc wyszła ze sklepu nic nie kupując. Dla pewności jednak przedzwoniła do niej pytając się czy nie chcę czegoś innego. Nie chciała. Wracała. W sercu czuła dziwną pustkę, jakby żal. Miała świadomość tego, że wciąż myśli o nim, choć nie powinna. Za dużo przykrych rzeczy jej powiedział żeby jeszcze o nim myśleć. Lecz serce nie sługa. Wiedziała, na co się pisze dając mu szansę. Do spokojnych chłopaków nie należał, lecz właśnie to przeciwieństwo przyciągało ją do niego. Wspólne spacery, rozmowy, pocałunki. Te krótkie chwile okazały się bezcenne. Wystarczyłyby z małej iskry zrobił się pożar. Pewnego dnia mocno się pokłócili. Miał do niej o coś pretensje. Zerwał. Łatwo mu to przyszło. Szok. Nie spodziewała się tak mocnej reakcji z jego strony. Coś się skończyło lecz ona czuła, że jeszcze nie. A może tylko tego pragnęła?

Dziwny był ten dzień. Coś jakby pchnęło ja na zewnątrz. Wychodząc zza rogu spotkała go. Szedł w jej kierunku. Ubrany w niebieską bluzę. W ręku trzymał telefon. Serce jej mocniej zabiło. Nie wiedziała, co robić mimo że wiele razy ustalała jak postąpi gdy go spotka. Miała po prostu przejeść obok. Nic z tego. Już widząc go zwolniła krok. On jednak też. Podszedł do niej pierwszy wyjątkowo pewnie. Lekkie rumieńce wyszły jej na twarz. Zagadał.

- Cześć Ula

- Cześć – odpowiedziała.

- Hm..wiesz właśnie miałem do ciebie pisać. – przyznał.

- Po co? – Zaskoczyło ją to gdyż odkąd z nią zerwał mało do niej pisał. Było to około półtora tygodnia temu.

- A miałem swoje powody.. – urwał - Idę zaraz na piwo. Nie poszłabyś ze mną? – dodał po chwili jakby chcąc uniknąć tłumaczenia. Ula stała przed nim nieco zaskoczona. Patrzył na nią. Patrzył jej w oczy. Ula wiedziała, że ma do niego słabość. Ich stosunki, które miały już teraz charakter koleżeński w takich momentach nabierały jednak innego wymiaru. Czuła to w sercu i na ciele. Zgodziła się. Napisała jeszcze sms do mamy, że będzie trochę później. Przez całą drogę czuła na sobie jego wzrok. Poszli w kierunku jego bloku. Ula miała mu wygarnąć, powiedzieć co ją wciąż boli, o co ma pretensje. Nie potrafiła. Bała się zniszczyć tej chwili. Zresztą wiedziała, że to by nic nie dało. Nie raz już próbowała. Kończyło się tak samo. Czuła, że ją ignoruje, ale nie chciała przyjąć tego do wiadomości. Bolało. Miała z nim nie pisać, lecz ile razy do niej napisał odpowiadała. Wiedziała, że go kocha. Jak nigdy nikogo. Bała się świadomości, że on jej nie. Że nigdy nic nie mógł do niej czuć, bo czyż można tak szybko przestać? Serce jednak podpowiadało co innego a nadzieja nie pozwalała w nocy zasnąć.

Szli w milczeniu. Nieważne. Znów szła obok niego. Czuła jego zapach.

- Masz wciąż do mnie żal – zapytał ją?

- Czy mogę mieć żal, że nie masz uczuć?

- Widzę, że zapamiętałaś te słowa…

- Potwierdziłeś je – przerwała mu.

Zbliżali się do bloku. Kamil zwolnił kroku. Szedł trochę za nią. Ula niczego nie przeczuwała. Jej myśli były zbyt zajęte. Szedł cicho za nią i naglę chwycił ją za rękę ciągnąc ku sobie. Nie zdążyła wypowiedzieć słowa kiedy ją przyciągnął mocniej i pocałował. Czas się zatrzymał. Serce waliło jak szalone. Przestała o czymkolwiek myśleć. Nie opierała się lecz gdy ledwo otworzyła oczy Kamil przystawił jej do no nosa nawilżoną chustkę i przycisnął mocniej do nosa. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Świat zaczął się kręcić wokół. Robiła się senna. Nim zamknęła powieki oczy jeszcze szeroko otwarła i spojrzała przerażona w jego. Panował w nich spokój. Oddały równie głębokie spojrzenie. Cisza.

Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza. Zmagał się coraz większy wiatr. Ciemne, kłębiaste chmury zbierały się na niebie. Zanosiło się na burzę. W krótkim czasie zrobiło się ciemno i ponuro lecz cały czas ciepło. Ludzi ubyło na zewnątrz. Słychać już było tylko piszczący wiatr poruszający drzewami. Wiał niezwykle silno. Kamil jechał szybko jakby chciał uciec przed burzą. Co jakiś czas zerkał na śpiącą z tyłu Ulę. Wciąż nie odzyskiwała przytomności. Spała jak zabita lecz po ruchach powiek miało się wrażenie, że zaraz się przebudzi. Dojeżdżali już do działki. Było to parę kilometrów od miasta. Dom należał do rodziców Kamila. Zaczęło padać. Deszcz uderzał mocno o samochód. Ula się obudziła. Powoli otwarła oczy. Była jeszcze senna i nie miała pojęcia gdzie jest. Co się z nią stało. Zaczęła nerwowo rozglądać się dookoła. Coś mruczała jakby szukała odpowiedzi na swoje pytania. Kamil popatrzył na nią ale szybko odwrócił wzrok na drogę. Poczuł ulgę ze się przebudziła. Zobaczyła go za kierownicą. Szok a zarazem jakaś ulga. Chciała coś powiedzieć. Nie mogła. Powoli wszystko do niej docierało i układało się w jedną całość. Niepokój i lęk który czuła przeplatał się z dziwnym uczuciem zaufania i podekscytowania. Lało bardzo intensywnie. Nie grzmiało, ale deszcz nie dawał za wygraną

- Kamil co Ty zrobiłeś?! Porwałeś mnie?!

- Tak słońce. Wybacz ale nie miałem inne wyboru – odparł odwracając się do tyłu.

- Że co? Jakiego wyboru – zapytała ciszej nie rozumiejąc o co mu chodzi.

Nie wiedziała co ma powiedzieć. Co robić. Siedziała cicho niewiedząc czego oczekiwać. Niepoukładane myśli. Uciekać. Zostać. Mętlik w głowie. Co jakiś czas zerkała na Kamila. Jakiś spokój wtedy na nią spływał. Bała się swoich myśli. Dlaczego serce się radowało? Przecież została uprowadzona. Lecz porwał ją ten którego kocha. To zmieniało postać rzeczy. Czego on chce? Nieważne. Znowu jest tą krótką chwilę z nim. Nagle jakby oprzytomniała. Rozum wziął górę. Poczuła się urażona tą sytuacją. Złość i gniew. Nie miała pojęcia gdzie jest i gdzie jest wieziona. Samochód się zatrzymał. Otwarła szybko drzwi i wybiegła. Deszcz wciąż mocno padał.

- Ula! – Krzyknął za nią Kamil

Biegła przed siebie. Na chwilę zatrzymała się i rozglądała gdzie jest. Nie znała tych okolic. W pobliżu domu była tylko łąka i drzewa. Zakręciło jej się w głowie. Stanęła. Kamil zaraz wybiegł za nią. Dogonił ją. Była już cała mokra. Koszulka którą miała na sobie otuliła jej ciało podkreślając zgrabną sylwetkę. Włosy pod wypływem wilgoci pokręciły się. Nie drżała z zimna. Kamil chwycił ją za rękę. Wyrwała się lecz już nie uciekała.

- Ula zaczekaj!

Odwróciła się w jego stronę. Makijaż miała rozmazany. Twarz całą mokrą.

Kamil spojrzał na nią. Wyjątkowo troskliwie. Przyglądał się jej długo. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Poczuł ukłucie w sercu. Zbliżył się. Chwycił ją w pół. Chciał pocałować. Puścił. Zachowywał się jak szalony. Ona stała bez ruchu. Deszcz spływał po niej jak po kaczce.

- Ula! Boże! Czy Ty widzisz co ze mną robisz?! Przepraszam Cię! – W końcu wydusił z siebie

- Kamil o co Ci w ogóle chodzi?! Po co mnie tu przywiozłeś?

- Ula! Przepraszam cię za to jaki byłem. Za to jak cie potraktowałem, ale to było …- przerwał. Podszedł bliżej i objął ją za ramiona. Spojrzał jej w oczy. Były załzawione lecz szeroko otwarte i pełne jakiejś nadziei.

- To było co? – Zapytała cicho. Chciałeś się mną zabawić ale gdy zobaczyłeś że ci się to nie uda to odpuściłeś i zerwałeś. Szkoda tylko że ja uwierzyłam w każde twoje słowo. Umiesz krzywdzić. Byłam głupia. – spuściła głowę. Kamil wciąż ja obejmował i patrzył na nią. Deszcz przestał padać. Było już po dwudziestej drugiej. Zrobiło się całkiem ciemno. Wokół panowała cisza.

- Ula, Ula..jak Ty nic nie rozumiesz!

- To mi wytłumacz bo nie ogarniam już tego wszystkiego – powiedziała spokojniej. W głosie słychać był żal ale również wyrozumiałość i troskę. Podniosła głowę. Czuła znów jego bliskość. Myśli na chwilę odbiegały. Zapomniała gdzie jest. Zapomniała że ktoś ją tu przywiózł przemocą. Nagle to przestało mieć znaczenie. On był znowu tak blisko niej. Trzymał ją wciąż za ramiona. Pocałował w czoło. Potem w policzek. Nie broniła się. Rozum walczył z sercem.

- Kamil przestań, proszę się – wyszeptała.

- Ula to wszystko jest zupełnie inaczej. Ula zrozum! – zamilkł. Nie było mu łatwo. Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. Chwytała każde jego słowo.

- Ula zrozum!- prawie wykrzyczał – Nikt jeszcze nie działał na mnie tak jak ty! Przy nikim tak się nie czułem jak przy tobie! Wywołałaś u mnie uczucia o których wcześniej nie miałem pojęcia. To ja byłem głupi! Zerwałem bo czułem się przy tobie taki mały, nic niewart! Wciąż zadawałem sobie pytanie dlaczego zwróciłaś na mnie uwagę skoro mogłaś mieć każdego lepszego ode mnie! Nie zasługiwałem na ciebie lecz co dzień o tobie myślałem. Nie potrafiłem skupić się na czymś tak bardzo by o tobie nie myślec. Wypełniałaś każdą moją myśl. Noce były koszmarem. Pragnąłem znowu poczuć twoje usta, dotknąć twojego ciała. Zacząłem bać się, że oszaleje. Ula, słońce nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo żałowałem swojej decyzji. Boże jak ty pięknie wyglądasz! Wybacz mi. Wybacz mi moją obojętność. Wybacz mi, że cię tutaj przywiozłem ale dłużej już nie mogłem! Musiałem ci to powiedzieć. Proszę cie wybacz mi i uwierz ten ostatni raz. Nie wiem na co liczę ale wiedz jedno – zakochałem się w tobie! Nigdy nie sądziłem, że to kiedykolwiek powiem, nigdy nawet w to nie wierzyłam, ale dzisiaj już wiem że cię kocham! Kocham cię Ula i proszę o wybaczenie…- przerwał. Puścił jej ramiona. Wciąż jednak spoglądał na nią jakby czekał odpowiedzi. Odpowiedzi której pragnął uzyskac. Milczała. Serce waliło jej jak szalone. Oderwała od niego wzrok. Dotknęła jego dłoni jakby chcąc sprawdzić czy nie pęknie jak bańka mydlana. Upewnić się że to nie sen. Że to jawa. Że słowa które słyszy nie są tylko jej wyobraźnią a on zaraz zniknie. On jednak wciąż stał przed nią. Żywy. Nie znikał. Ten którego pokochała wyznał jej miłość! W głowie jeszcze wciąż słyszała te słowa. Łzy spłynęły jej po policzku. Łzy szczęścia. Kamil stał bez ruchu. Nie wiedział czego oczekiwać. Zdawał sobie sprawę że ją skrzywdził. Nagle chwyciła go za ubranie i potrząsając powiedziała:

- Kamil, Ty głupku już dawno ci wybaczyłam, już dawno bo cię kocham! Boże jak ja Cię kocham! Dlaczego tego nie widziałeś. Nie było nocy żebym o Tobie nie myślała a Ty.. – nie dokończyła gdy jej przerwał. Objął jej twarz i pocałował. Delikatnie i namiętnie. Zamknęła oczy i oddała pocałunek. Czas się dla niej znowu zatrzymał. Chciała aby ta chwila trwała wieczność. Przytuliła go mocno uśmiechając się. Był jej. Ona była jego. Już nie miała wątpliwości czy coś do niej czuł. Teraz była pewna że ją kocha i zawsze kochał. Szczęście. To właśnie czuła. Na to tyle czekała.

Dochodziła godzina dwudziesta trzecia. Burza przeszła i chmury odsłoniły gwieździste niebo. Była pełnia. Księżyc oświetlał ich ciała. Weszli do domu lecz tej nocy nie przespali. Ta noc należała do nich.

Koniec


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz